To było już ostatnie
posiedzenie rady pracowniczej naszego zakładu. Na koniec dyrektor
miał ogłosić upadłość.
Przez
dłuższą chwilę wszyscy siedzieliśmy w milczeniu. Pierwszy
odezwał się przewodniczący rady pracowniczej.
- Proszę
państwa, jeżeli ktoś ma jakiś pomysł na ratunek dla naszego
zakładu, to proszę powiedzieć to teraz, w przeciwnym razie już za
chwilę, dyrektor ogłosi upadłość.
Nadal trwała grobowa
cisza. Dało się wyczuć atmosferę przygnębienia i zniechęcenia.
- Proszę państwa, jeżeli nikt nie ma nic do zaproponowania, to
kończymy zebranie - powiedział przewodniczący.
- Zaraz, zaraz -
odezwałem się nieśmiało. Mam taki pomysł, ale proszę, żebyście
się ze mnie nie śmiali.
- Śmiało, proszę mówić - zachęcał
mnie sam dyrektor.
- Chodzi mi o to, że zakład nasz jest bardzo
stary. Stara hale, maszyny i narzędzia. Dlatego proponuję, żeby
zrobić tu żywe muzeum. Zrobimy również sklep z pamiątkami.
Wycieczki, które tu będą przyjeżdżać zobaczą, jak kiedyś się
pracowało. Na jakich maszynach i jakimi narzędziami, a drobne
wyroby będą sprzedawane w naszym sklepie jako pamiątki. Tu w
okolicy nie ma żadnego muzeum, więc może coś z tego będzie.
Zawsze to coś nowego, potrzebna będzie tylko dobra reklama. Jak
dobrze pójdzie, to jeszcze może kogoś zatrudnimy.
Poczułem
wielką ulgę, usiadłem i uważnie przyglądałem się wszystkim.
Wyglądali jakby nabrali wody w usta. To ich po prostu zatkało, lecz
w oczach pojawiły się iskierki nadziei. Teraz głos zabrał
dyrektor.
- Wie pan - nie krył swego uśmiechu zadowolenia - to
bardzo dobry pomysł. Wiem nawet kogo jeszcze zatrudnimy na początek.
To musi być... jakiś spec od reklamy. Brawo! Brawo! Proszę
pana...
Nie wiem kto pierwszy zaczął klaskać, lecz później,
klaskali już wszyscy.
Dziś jestem przewodniczącym w
zarządzie spółki z.o.o. "Muzeum produkcji", a w wolnych
chwilach oprowadzam wycieczki...