czwartek, 26 lipca 2012
O tym, jak trafiłem "szóstkę" w Totolotku (Humoreska) - Jan Orlicki
Każdy
marzy o tym żeby wygrać na loterii. Ja też, o tym marzyłem i
grałem w totka. I pewnego dnia...
Była
wolna sobota. Żona poszła rano do pracy w markecie, a ja obudziłem
się dopiero przed dwunastą. Wstałem, ogoliłem się i wyszedłem
coś przekąsić, a ściślej mówiąc, poleczyć kaca. Po
wczorajszej imprezie, którą zrobiliśmy po pracy, suszyło mnie
okropnie. Po wypiciu setki i paru piw z kolegami, wróciłem do domu
kupując po drodze buteleczkę czystej. Tak na wszelki wypadek, może
ktoś wpadnie. Była godzina szesnasta, gdy włączyłem telewizor,
usadowiłem się wygodnie w fotelu, żeby obejrzeć mecz. Po chwili
zasnąłem. Pamiętam miałem jakiś... sen, gdy obudził mnie sygnał
z telewizora. Spojrzałem, było akurat losowanie totolotka.
Przypomniałem sobie, że wysłałem kupon, więc zacząłem
sprawdzać. Wszystko szło wspaniale. Pierwszy numer się
zgadza, drugi też pasuje. Trzeci..., czwarty... również się
zgadzają. Potarłem ręce, zrobiłem głęboki oddech, polałem
sobie z buteleczki i dalej do sprawdzania. Piąty pasuje. Odruchowo
wstałem, zamknąłem oczy... "O Boże!" -pomyślałem.
Nalałem sobie jeszcze jednego. Powoli sprawdzałem szósty numer...
Tak, jest... jest szóstka! Nie mogąc w to uwierzyć, nalałem
kolejnego kielicha. Wypiłem - podobno rozjaśnia to umysł. Patrzę,
rzeczywiście jest szóstka. Wypiłem znowu i usiadłem w fotelu.
...Nie mogę uwierzyć - powiedziałem do siebie, muszę się
uszczypnąć.
Nie zapomnę tego do końca życia - stało się!
Obudziłem się w łóżku. Dochodziła właśnie godzina dwunasta.
-
To niemożliwe, przecież już raz się obudziłem o dwunastej.
Postanowiłem uszczypnąć się jeszcze raz. Otwieram oczy, a nade
mną pochylona żona, krzyczy:
- wstawaj, pijaku! Wstałem z ciężką
głową i patrzę na stół, a tam, nie ma kuponu... stoi tylko pusta
butelka.
Była wolna sobota. Żona poszła rano do pracy w markecie, a ja obudziłem się dopiero przed dwunastą. Wstałem, ogoliłem się i wyszedłem coś przekąsić, a ściślej mówiąc, poleczyć kaca. Po wczorajszej imprezie, którą zrobiliśmy po pracy, suszyło mnie okropnie. Po wypiciu setki i paru piw z kolegami, wróciłem do domu kupując po drodze buteleczkę czystej. Tak na wszelki wypadek, może ktoś wpadnie. Była godzina szesnasta, gdy włączyłem telewizor, usadowiłem się wygodnie w fotelu, żeby obejrzeć mecz. Po chwili zasnąłem. Pamiętam miałem jakiś... sen, gdy obudził mnie sygnał z telewizora. Spojrzałem, było akurat losowanie totolotka. Przypomniałem sobie, że wysłałem kupon, więc zacząłem sprawdzać. Wszystko szło wspaniale. Pierwszy numer się zgadza, drugi też pasuje. Trzeci..., czwarty... również się zgadzają. Potarłem ręce, zrobiłem głęboki oddech, polałem sobie z buteleczki i dalej do sprawdzania. Piąty pasuje. Odruchowo wstałem, zamknąłem oczy... "O Boże!" -pomyślałem. Nalałem sobie jeszcze jednego. Powoli sprawdzałem szósty numer... Tak, jest... jest szóstka! Nie mogąc w to uwierzyć, nalałem kolejnego kielicha. Wypiłem - podobno rozjaśnia to umysł. Patrzę, rzeczywiście jest szóstka. Wypiłem znowu i usiadłem w fotelu. ...Nie mogę uwierzyć - powiedziałem do siebie, muszę się uszczypnąć.
Nie zapomnę tego do końca życia - stało się! Obudziłem się w łóżku. Dochodziła właśnie godzina dwunasta.
- To niemożliwe, przecież już raz się obudziłem o dwunastej. Postanowiłem uszczypnąć się jeszcze raz. Otwieram oczy, a nade mną pochylona żona, krzyczy:
- wstawaj, pijaku! Wstałem z ciężką głową i patrzę na stół, a tam, nie ma kuponu... stoi tylko pusta butelka.
Moja stopa życiowa (Humoreska) - Jan Orlicki
Każdy chce żyć na "wysokiej stopie". Lecz jak to zrobić? To dopiero jest pytanie.
Powiem tak. Mam rodzinę; żonę, córkę i syna. Czyli, wszyscy w domu. Rodzina nie za duża i nie za mała. Tak przynajmniej mi się wydaje, choć ludzie mówią, że w dzisiejszych czasach opłaca się mieć tylko jedno dziecko i to parę lat po ślubie. Przez ten czas można się czegoś dorobić i żyć na "wysokiej stopie".
Właśnie, tak się nasłuchałem w pracy o tej stopie życiowej, że nie daje mi to spokoju. Od tego czasu obejrzałem kilka razy swoje stopy. Są średnie, ale to przecież, to nie oto chodzi. Myślałem, co by tu zrobić, żeby żyć na "wysokiej stopie". Kraść nie będę, bo to - ani żadnych tradycji rodzinnych nie mam w tym fachu, a poza tym, sumienie mi na to nie pozwala. Po godzinach nie będę harował, bo nie mam zdrowia. Przecież i tak często choruję. Nawet jak bym pracował, to niewiele to zmieni w moich finansach. Co prawda lubię sobie trochę po majsterkować, ale na tym, nigdy się przecież nie dorobię. Co więc mam zrobić?
Pewnego
razu, gdy majsterkowałem w piwnicy, znalazłem dwie grube i dość
długie listewki. Pomyślałem sobie - to jest to! Przykręciłem do
nich krótkie kawałki (wsporniki), na wysokości około metra.
Stanąłem na nich i zacząłem chodzić. Zrobiłem parę kroków i
spadłem na posadzkę. Narobiłem tyle hałasu, aż żona przybiegła
do piwnicy. - Co ty wyprawiasz? Zabijesz się jeszcze - krzyczy.
-
Zobacz! Zobacz! Mówię do żony. Znalazłem sposób na poniesienie
naszej stopy życiowej. Teraz wszyscy będą nam zazdrościć.
Jeszcze tego samego dnia wykonałem cztery takie egzemplarze dla
całej rodziny. W sobotę na swoim podwórku zaczęliśmy trenować
chodzenie. Szło nam coraz lepiej. W niedzielę po obiedzie,
wybraliśmy się wszyscy na spacer do parku. Zdziwienie i
zaskoczenie było ogromne. Niektórzy, oczywiście, pukali się w
czoło pokazują na nas palcami. To z zazdrości (powiedziałem do
żony), że żyjemy teraz na takiej wysokiej stopie.
Minęło kilka dni i nikt w miasteczku nie poruszał się inaczej. Każdy chciał żyć na "wysokiej stopie".
Subskrybuj:
Posty (Atom)