Nie tak dawno mój sąsiad wrócił z zagranicy.
Pracował w Niemczech przy zbiorach szparagów i tam właśnie kupił
volkswagena golfa.
Zobacz,
mówi do mnie, jak jest dobrze utrzymany, choć ma te kilkanaście
lat. Niemiec, starszy gość, to pierwszy i jedyny właściciel. Dbał
o niego lepiej niż o własną żonę. Widzisz, widzisz... jaki
zadbany, chwalił się sąsiad.
Faktycznie,
jak na ten rocznik samochód wyglądał wręcz idealnie. Starszy
człowiek mało nim ostatnio jeździł, ale mimo wszystko dbał o
samochód. Po jego śmierci żona nie mogła go przez dłuższy czas
sprzedać ze względu na rocznik. Trafiła się zatem, mojemu
sąsiadowi wyjątkowa okazja, bo kobieta w końcu opuściła cenę i
on go kupił.
Zażartowałem
kiedyś, że może pojechali byśmy na ryby, tym twoim autem. Sąsiad
bardzo chętnie się zgodził, więc umówiliśmy się na niedzielę.
Wyjechaliśmy
o czwartej rano. Do miejsca gdzie zamierzaliśmy łowić było
dwadzieścia kilometrów asfaltem, a potem trzeba było jechać polną
drogą prawie do samej rzeki. Zatrzymaliśmy się niedaleko zbocza
skarpy, a w dole było już widać rzekę. Sąsiad mówi mi, że musi
stanąć tak, żeby z dołu mógł widzieć samochód.
-
Widzisz sąsiedzie, muszę go widzieć z dołu, żeby mi go ktoś nie
ukradł.
-
Rozumiem, pewnie..., lepiej mieć go stale na oku. Szkoda stracić
takie cacko - powiedziałem do niego, a on się tylko uśmiechnął.
Wyjęliśmy
cały sprzęt wędkarski z samochodu i poszliśmy w dół, nad rzekę.
Niestety z dołu nie było widać samochodu, ponieważ zasłaniały
krzaki. Mój towarzysz podróży chodził tu i tam i patrzył, czy
widać samochód. Ja rozłożyłem wędki i czekałem na branie.
-
Nie widzę stąd samochodu, pójdę zobaczę czy ktoś się nie kręci
koło niego.
-
Dobrze odpowiedziałem ? popilnuję twoje wędki.
Za
chwilę wrócił ? wszystko w porządku, nikogo nie widać ?
powiedział zadowolony. Zarzucił wędkę i zaczął łowić. Patrzę
na niego z boku, a on zamiast na korek spogląda w górę gdzie stoi
samochód.
-
Popilnuj wędki ? mówi do mnie, pójdę zobaczyć co tam się dzieje
z samochodem ? dobrze odpowiedziałem, ale on już był prawie na
górze.
Zmieniłem
przynętę bo ryby nie brały, sąsiad jak do tej pory nie wyciągnął
jeszcze wędki z wody. Wrócił i mówi, że w oddali kogoś widział.
Żeby tylko nie ukradli.
-
To raczej nie możliwe, tu chyba nie ma takich fachowców od
kradzieży samochodów ? mówię do niego.
-
Nigdy nie wiadomo ? odpowiedział.
Jak
był nad brzegiem rzeki, to kręcił się i bez przerwy patrzył w
górę, a potem biegł, do samochodu i z powrotem. Powtarzało się
to wiele razy, a jego wędka leżała bez ruchu.
-
I co, nic nie bierze ? mówię.
-
Nie miałem jeszcze brania ? odpowiedział.
Tak
prawdę mówiąc, miałem już tego dość. Mówię więc do niego: -
skoro nic nie bierze, to wracamy do domu. Teraz dopiero sąsiad
rozpromieniał z radości ? masz rację ? nic nie bierze ? wracamy!
Jadąc
do domu byłem rozbawiony całą tą historią, a mój sąsiad był,
jakby... trochę zmęczony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz