Byłem
bardzo zmęczony, więc położyłem się wcześniej spać. Leżąc,
rozmyślałem o minionym tygodniu. O stoczonej bitwie, o moje
stanowisko pracy.
Tak
naprawdę to może oni mięli rację i powinienem już odejść na
emeryturę. Jednak obroniłem się bo mam za sobą dyrektora. Czuję,
że zasypiam, lecz przed oczami mam nadal ostrą walkę z ludźmi,
którzy chcieli mnie zniszczyć.
Słyszę te ich okrzyki:
- Precz z
Ciołkiem!, precz z Ciołkiem!
Nagle następuje cisza. Siedzę
wygodnie w swoim fotelu w biurze. Po chwili słyszę jak gdyby coś
wgryzało się w mój fotel. Chciałem szybko wstać lecz nie mogę.
Coś mnie trzyma. Myślę sobie - zrobili mi kawał, smarując fotel
jakimś klejem. Zaglądam pod fotel, patrzę i nie wieżę. To
korzenie z mojego tyłka przebiły już fotel i wiją się dalej w
kierunku podłogi.
Wstałem odruchowo razem z fotelem. O Boże! -
krzyknąłem - na pomoc! Nikt nie słyszał mojego wołania, a
korzenie zbliżały się coraz bardziej do podłogi. Postanowiłem
biegać po biurze by korzenie nie wgryzły się w podłogę. Nic to
nie dało. Korzenie coraz bardziej i coraz szybciej wiły się i
wgryzał w podłogę.
To już koniec, już po mnie. Zostanę tu na
zawsze. Szarpałem się, szarpałem, aż się obudziłem cały zlany
potem. To chyba jakaś przestroga - pomyślałem.
Właśnie
dochodziła godzina szósta rano. Wstałem, ogoliłem się i
poszedłem do pracy. W biurze jeszcze nikogo nie było, więc
spokojnie napisałem podanie o przejcie na emeryturę i zaniosłem do
dyrektora.